W kwietniu tego roku pracownicy puławskiej fundacji znaleźli Ciapka w zamkniętym garażu na jednej z posesji w gminie Wilków. Pies był w agonalnym stanie. Jak się później okazało miał nowotwór, a z jego głowy lały się ropa i krew. Policja wprawdzie przedstawiła zarzuty właścicielce psa, ale kara jej nie spotka, bo prokurator umorzył sprawę.
- Kluczową rolę miała opinia lekarza weterynarii, który zajmował się psem - tłumaczy swoją decyzję we wrześniu prokurator Marcin Pytka, szef Prokuratury Rejonowej w Opolu Lubelskim. - Stwierdził on, że na rozwój choroby nie miały wpływu warunki, w jakich znajdowało się zwierzę. Chorowało ono na nowotwór. Właścicielka, około 60-letnia kobieta, tłumaczyła, że stan psa wynikał bardziej z nieświadomego niż świadomego działania. Początkowo narośl wyglądała niegroźnie i kobieta myślała, że sama zniknie, dlatego nie zabrała psa do weterynarza – opisywał.
- To nie zmienia faktu, że właścicielka przez cały czas opieki nad psem nie podjęła leczenia weterynaryjnego i nie próbowała zwierzakowi pomóc w cierpieniu – twierdzi Agnieszka Śniegocka z puławskiej fundacji. - Ciapek nawet nie miał aktualnego szczepienia przeciw wściekliźnie – dodaje.
Ciapek to nieduży, kudłaty pies. Pracownicy Fundacji Po Ludzku Do Zwierząt Przyjazna Łapa tak opisywali zastany widok: „Z psa dosłownie się lało, nie mógł oddychać, nie mógł chodzić. Na ten widok ledwo mogliśmy wydusić z siebie cokolwiek”. Załączyli też do postu na swoim profilu na portalu społecznościowym Facebook drastyczne zdjęcia. Zwierzę miało całą sierść oraz głowę i pysk zlepione krwią.
Członkowie organizacji nie może pogodzić się z decyzja sądu. - Naszym zdaniem to jednoznaczne przyzwolenie na traktowanie zwierząt ja rzecz, znęcanie się nad nimii, brak opieki weterynaryjnej dla zwierząt i unikanie kary.
- Ciapek musiał zostać uśpiony. Jak stwierdził lekarz weterynarii rozwój choroby był zbyt zaawansowany. Już tylko w taki sposób mogliśmy mu pomóc. Gdyby wcześniej leczenie zostało podjęte możliwe, że psa udałoby się uratować – przyznaje pani Agnieszka.
Podobnych przypadków jest więcej
Na początku grudnia ta sama fundacja przeprowadziła interwencje w gminie Gniewoszów, gdzie w budynku gospodarczym bez okien, dostępu do światła i na betonowej posadzce trzymany był 10-letni Reks w typie owczarka.
- Był słaby, słaniał się na łapach, na połowie ciała miał ubytki sierści, rany miał na całym ciele do tego okazało się, że pies nigdy nie był szczepiony ani odrobaczony. W miejscu, w którym był trzymany nie było nawet koca, siedział na gołej posadzce we własnych odchodach – opowiada prezes Fundacji Przyjazna Łapa.
Właścicielka zrzekła się praw do psa, a Reks został przewieziony do lecznicy w Puławach. Tam przeprowadzono badania z których wynika, że zwierzę ma anemię, ostry stan zapalny w uszach, jest niedożywiony i cierpi na łojotokowe zapalenie skóry.
- Chcemy go uratować, ale sam płyn w którym trzeba kąpać Reksa co drugi dzień kosztuje krocie, a buteleczka starcza na raz. Do tego antybiotyki, karma, doby w lecznicy. Potrzebujemy finansowej pomocy – apeluje organizacja.
Obecnie Reks przebywa w lecznicy na ul. Norwida w Puławach. Ma duży apetyt, jest codziennie odrobaczany i kąpany w specjalnym dermokosmetyku. Okazało się, że ma również pasożyta - wdała się włosogłówka. Jego stan na chwilę obecną jest stabilny, ale fundacji nadal potrzebne są środki, by psu móc pomagać nadal.
Rząd obiecuje wspomóc psychiatrię dziecięcą