Nie mamy odwagi, żeby pokazać Państwu zdjęcia Ciapka w oryginale dlatego je rozmazaliśmy. Są za bardzo drastyczne.
To nieduży kudłaty pies, którego głowa i pysk były zlepkiem krwi i ropy. Pracownicy Fundacji Po Ludzku Do Zwierząt - Przyjazna Łapa w kwietniu znaleźli go w zamkniętym garażu na jednej z posesji w gminie Wilków.
„Z psa dosłownie się lało, nie mógł oddychać, nie mógł chodzić. Na ten widok ledwo mogliśmy wydusić z siebie cokolwiek” - tak sytuację opisuje fundacja, która z miejsca zabrała zwierzę i zawiadomiła policję w Opolu Lubelskim. Ta nie miała wątpliwości.
- Przedstawiliśmy właścicielce psa zarzuty - mówi Edyta Żur z komendy powiatowej policji.
Następnie sprawa została skierowana do prokuratury, a ta umorzyła postępowanie.
- Kluczową rolę miała opinia lekarza weterynarii, który zajmował się psem - tłumaczy decyzję prokurator Marcin Pytka, szef Prokuratury Rejonowej w Opolu Lubelskim.
- Stwierdził on, że na rozwój choroby nie miały wpływu warunki, w jakich znajdowało się zwierzę. Chorowało ono na nowotwór. Właścicielka, około 60-letnia kobieta, tłumaczyła, że stan psa wynikał bardziej z nieświadomego niż świadomego działania. Początkowo narośl wyglądała niegroźnie i kobieta myślała, że sama zniknie, dlatego nie zabrała psa do weterynarza - opisuje.
Fundacja zapowiedziała złożenie zażalenia na tę decyzję. Może być skuteczne tak samo, jak zażalenie wniesione przez prokuraturę i obrońców zwierząt w sprawie psa Atosa z Wojciechowa.
Wyczerpane zwierze konało pod kościołem. Pies należał do poprzedniego proboszcza, który, odchodząc z parafii, nie zabrał go ze sobą.
Nowy ksiądz nie opiekował się zwierzęciem, a według prokuratury wręcz się nad nim znęcał. Sąd Rejonowy w Lublinie sprawę umorzył na jednym posiedzeniu ze względu na znikomy stopień społecznej szkodliwości czynu.
Kilka dni temu Sąd Okręgowy nie zgodził się z takim rozstrzygnięciem i sprawa wróci na wokandę.
Być może będzie tak w przypadku Ciapka. I być może jego właścicielka stanie przed sądem. Podobnie jak w lipcu ubiegłego roku emeryt z Lublina, który próbował zatłuc młotkiem swojego psa.
Przed sądem tłumaczył, że chciał ulżyć choremu zwierzęciu.
- Tylko rzuciłem młotkiem i trafiłem w głowę. Wszedłem do kojca po młotek, a ona do mnie. Chciałem ją odgonić i dałem w łeb. To było w obronie własnej - przekonywał.
Sąd nie dał temu wiary. Mężczyzna został skazany na 10 miesięcy więzienia i 10-letni zakaz posiadania zwierząt.
Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?