Czternastoletni Białorusin przyjechał do Puław z grupą kilkunastu kolegów z kraju na zaproszenie I LO im. ks. Czartoryskiego w Puławach. Do Szpitalnego Oddziału Ratunkowego trafił w czwartek popołudniem. Na miejscu okazało się, że ordynator ma zastrzeżenia co do ubezpieczenia pacjenta.
- Pan ordynator przyszedł z kopią ubezpieczenia i powiedział, że nie może dokumentu przyjąć, bo nie będzie dzwonił w sprawie ubezpieczenia do Białorusi, a z resztą pewnie szpital żadnego zwrotu ubezpieczenia nie dostanie. Za badania miałyśmy zapłacić w księgowości i wrócić do niego z potwierdzeniem wpłaty - wyjaśnia Helena Karluk. Opiekunka skontaktowała się ze swoim ubezpieczycielem, który przekazał jej informacje, że ubezpieczenie jest ważne i chłopiec powinien zostać przyjęty. - Poszłyśmy z tymi informacjami do ordynatora, a on powtórzył, że ubezpieczenia nie przyjmie. Groził nawet, że wezwie policję. Ostatecznie krzycząc "wynocha" wypchnął mnie z pokoju i zatrzasnął drzwi - tłumaczy p. Karluk. - Rozpłakałam się, zadzwoniłam do ubezpieczyciela czy zwrócą mi pieniądze jeśli zapłacę, oni powiedzieli że tak, więc to zrobiłam. Dla mnie był to szok, nikt mnie tak wcześniej nie potraktował.
O sprawę zapytaliśmy dyrektor puławskiego szpitala, Jolantę Herdę. - Jest mi przykro, że ewentualnie doszło do takiej sytuacji i w imieniu moim i całej dyrekcji chciałam przeprosić całą delegację z Białorusi, przede wszystkim tego chłopca, jego rodziców i opiekunów którzy przebywają z nim w Polsce - wyjaśnia dyrektor Herda.
Próbowaliśmy skontaktować się z ordynatorem, ale od poniedziałku przebywa na dwutygodniowym urlopie wypoczynkowym.
- Obiecuję, że jeśli lekarz w sposób agresywny, nieelegancki i używając niecenzuralnych słów odzywał się, to zostaną w stosunku do niego wyciągnięte konsekwencje - wyjaśnia dyrektor.
Rzeczniczka lubelskiego oddziału NFZ wyjaśniła nam, jak powinna wyglądać procedura w przypadku przyjmowania pacjentów z zagranicy. Jej zdaniem, jeśli pacjent posiadał przy sobie dowód ubezpieczenia, lekarz mógł je uwzględnić, choć nie miał takiego obowiązku.
- Docierają do nas sygnały, że lekarze różnie to rozwiązują. Najlepiej, było by jeśli lekarz wyznaczy pacjentowi termin na udowodnienie faktu, że ten jest ubezpieczony. Jeśli jednak doszło do sytuacji w której pacjent zapłacił z własnej kieszeni i udowodni, że jest ubezpieczony, to pieniądze muszą mu zostać zwrócone - mówi Małgorzata Bartoszek, rzecznik prasowy lubelskiego oddziału NFZ.
Co do chłopca: w końcu inny lekarz w szpitalu przeprowadził badania. Te nie wykazały niczego niebezpiecznego dla jego zdrowia i nastolatek został odesłany do domu.
Dziennik Zachodni / Wielki Piątek
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?