Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Psy wojny Putina. Kim są najemnicy wysłani, by zabić Zełenskiego

Grzegorz Kuczyński
Grzegorz Kuczyński
Michael Bunel/Le Pictorium/Le Pictorium/East News
Brytyjski „The Times” pisze, że nawet kilkuset rosyjskich najemników dostało zadanie przedostać się do Kijowa i próbować zabić członków ukraińskiego kierownictwa, z prezydentem na czele. Do tej pory członkowie tej zbrojnej grupy – a chodzić ma o znaną w świecie Kompanię Wagnera – raczej nie specjalizowali się w tego typu zadaniach. Co nie znaczy, że nie popełniają zbrodni. Tyle że głównie na cywilach i przy dużej przewadze. W starciu z regularną armią dostają baty, jak w Syrii czy Libii.

W ostatnich latach o działalności wagnerowców słychać było głównie w Afryce, od Libii i Sudanu, przez Republikę Środkowoafrykańską, po Mali (choć pojawili się też np. w… Wenezueli). Ale trzeba pamiętać, że pierwszą misją tej prywatnej spółki wojskowej (PMC), były działania przeciwko Ukrainie w 2014 roku. Można by więc powiedzieć, że historia zatoczyła krąg i najemnicy wrócili na ten front. Już w tygodniach poprzedzających inwazję Rosji na Ukrainę mówiło się, że wagnerowcy są ściągani z innych krajów, gdzie są obecni (głównie z Afryki) do okupowanego Donbasu.

Należy od razu podkreślić, że to nie są zwykli najemnicy, wykonujący zlecenia dla tego, kto lepiej zapłaci. Wagnerowcy to formacja hybrydowa, z jednej strony podmiot prywatny z prywatnym sponsorem, zarazem jednak służąca zawsze i wszędzie celom polityki państwa rosyjskiego. Ściśle powiązana z armią i wywiadem wojskowym, zarówno na poziomie logistyki i szkolenia, jak też na polu walki. O wagnerowcach mówi się, że Kreml wysyła ich tam, gdzie nie chce lub nie może posłać wojska.

Fan Hitlera i „kucharz Putina”
Nadzorowaną przez wywiad wojskowy (główny ośrodek szkolenia znajduje się na poligonie wojskowej jednostki nr 51532, czyli 10. Brygady Specnazu GRU) CzWK Wagnera trudno nawet nazwać prywatną wojskową spółką. Ochrona i zabezpieczanie obiektów to marginalna część aktywności wagnerowców. Przede wszystkim realizują oni bojowe zadania związane z planami sił zbrojnych Rosji lub zgodnie z polityką Moskwy wobec władz danego kraju. Ich liczebność szacuje się na 6000-10 000 ludzi, zależnie od potrzeb.

Dowódca formacji Dmitrij Utkin urodził się na Ukrainie w 1970 r. W sowieckiej, a potem rosyjskiej armii, dosłużył się stopnia podpułkownika. Na emeryturę odchodził ze stanowiska dowódcy wojskowej jednostki nr 75143 stacjonującej w Peczorach (obwód pskowski), czyli 700. samodzielnego oddziału specnazu 2. Brygady Specnazu GRU. Pseudonim Wagner miał podobno uzyskać z powodu swej słabości do ideologii nazistowskiej i muzyki Richarda Wagnera, ulubionego kompozytora Hitlera. Potem przez parę lat zarabiał w spółkach najemniczych, jednocześnie pracując w ochronie pewnego biznesmena. Był to Jewgienij Prigożin, przyjaciel Putina, potentat w branży cateringu, który postanowił spróbować sił także na innych polach. W taki sposób doszło do zawarcia niepisanego układu „kucharza Putina” (przezwisko od branży) z państwem.

Prigożin miał finansować różne hybrydowe przedsięwzięcia Kremla, a w zamian dostawać państwowe kontrakty na zaopatrzenie jednostek wojskowych, ale też koncesje w krajach, gdzie opłacani przez niego najemnicy mieli służyć politycznym interesom Rosji. Prigożin finansuje nie tylko najemników, ale też tzw. farmy trolli, które od lat produkują antyzachodnią propagandę i prowadzą działania dezinformacyjne. Z tego m.in. powodu znalazł się na amerykańskiej liście sankcji. Zresztą to samo dotknęło już dawno Utkina oraz CzWK Wagnera.

Ukraina
Jak pamiętamy, wojnę z Ukrainą w Donbasie 2014-2015 Rosja usiłowała przedstawić jako konflikt domowy. Oficjalnie Moskwa nie zaangażowała się w te walki, choć nieoficjalnie oczywiście zbroiła i wspierała tzw. separatystów, a latem 2014 roku, gdy rebelia była krok od upadku, Rosjanie wprowadzili nawet do Donbasu regularne jednostki. Ale generalnie jednak wysyłano raczej na front ochotników z Rosji, z których formowano różnego rodzaju samodzielne jednostki w Donbasie. Ale to okazało się za mało. Trzeba było lepiej wyszkolonych ludzi. Zaczęto ich werbować – za pieniądze - spośród byłych wojskowych. Najemników szkolono najpierw w centrum ćwiczebnym armii rosyjskiej w Mołkino (Kraj Krasnodarski), a potem – tuż przed wysłaniem w bój – w ośrodku wojskowym koło Rostowa nad Donem, bliżej granicy. Szkolenia prowadzili doświadczeni oficerowie specnazu i GRU. Najpóźniej w czerwcu 2014 roku pierwsze grupy najemników zaczęły przekraczać granicę. Na ogół były to taktyczne grupy wielkości maksymalnie kompanii. Jedną z nich dowodził niejaki Dmitrij Utkin, ps. Wagner. To był początek historii prywatnej spółki wojskowej – CzWK Wagnera, nazywanej też Kompanią Wagnera lub Grupą Wagnera.

Choć w lutym 2015 roku doszło do zawarcia porozumień mińskich kończących gorącą fazę wojny w Donbasie na następne siedem lat, wagnerowcy wciąż mieli co robić w okupowanej części Ukrainy. A był to okres, gdy podzielili ją między siebie, niczym udzielne księstwa, rozmaitej maści „komendanci polowi” sił separatystycznych. Moskwa musiała coś zrobić z tą anarchią, aby zorganizować lepiej i mocniej podporządkować sobie ten obszar. Wagnerowców wywiad wojskowy GRU wykorzystywał do tego m.in. wagnerowców. To oni zlikwidowali m.in. krnąbrnych komendantów polowych w rodzaju Aleksandra Biednowa, Pawła Driomowa czy Aleksieja Mozgowoja. Tymczasem jednak Putin otworzył nowy front i tam ludzie Wagnera stali się dużo bardziej potrzebni.

Syria
Na jesieni 2015 roku, po specjalnym przeszkoleniu w Kraju Krasnodarskim, najemnicy dowodzeni przez Utkina wylądowali w Syrii. Krótko po rozpoczęciu w tym kraju operacji powietrznej przez Rosję, pojawiły się pierwsze doniesienia o śmierci najemników na lądzie. Ale nie uwzględnia się ich w oficjalnej statystyce strat Rosji – co jest bardzo wygodne dla Moskwy. Przez następne lata Kompania Wagnera straciła w Syrii setki ludzi. Najemnicy byli przysłowiowym mięsem armatnim rzucanym na najtrudniejsze odcinki, jak w obu bitwach o Palmyrę czy pod Aleppo. Za służbę w „piaskownicy”, jak wagnerowcy określali Syrię, szeregowcy dostawali ok. 2,5 tys. dolarów miesięcznie. Ranni mogli dostać 15 tys. dolarów, a rodziny zabitych w walce od 20 do 50 tys., zależnie od rangi zabitego i okoliczności śmierci.

Sponsorzy CzWK Wagnera musieli szczególnie głęboko sięgnąć do kieszeni na początku lutego 2018 r. Spółka Evro Polis (oczywiście własność Prigożina) dostała od sojusznika Putina, Asada, prawa do jednej czwartej wydobycia ropy i gazu z bogatych złóż w północno-wschodniej Syrii. Tylko najpierw trzeba było je zająć. Kontrolowali je bowiem Kurdowie. Więc opłacana przez Evro Polis kolumna wagnerowców wyruszyła do Doliny Eufratu, by zająć jedną z kluczowych instalacji naftowych. Mieli to nieszczęście, że Kurdowie byli sprzymierzeni z Amerykanami. Skończyło się istną rzezią rosyjskich najemników – gdy uderzyły w nich z powietrza amerykańskie samoloty wielozadaniowe, bombowce i śmigłowce szturmowe. Władze rosyjskie nigdy nie przyznały się do wysokich strat w Dolinie Eufratu, ale wiadomo, że zginęło co najmniej 200 wagnerowców. Mimo to, rosyjscy najemnicy nadal działają w Syrii, zwłaszcza że wojna domowa zakończyła się zwycięstwem Asada i Rosji. Rosyjskie lotniska w Syrii oraz pewne prywatne syryjskie linie lotnicze Cham Wings do dziś są ważnym elementem logistycznej układanki pozwalającej rozszerzyć zakres działalności wagnerowców na Afrykę.

Libia
Rosja postanowiła uzyskać wpływy w ogarniętej wojną domową Libii. Wybór padł na kontrolującego wschód kraju generała Chalifę Haftara, który przygotowywał się do decydującej ofensywy na rywali z zachodu Libii (rząd w Trypolisie). Wiosną 2017 r. w brytyjskiej i arabskiej prasie pojawiły się informacje o wagnerowcach zaangażowanych do pilnowania instalacji portowych i naftowych w kontrolowanej przez gen. Chalifę Haftara wschodniej części Libii. Instruktorzy z CzWK Wagnera mieli też szkolić żołnierzy dowodzonej przez Haftara armii (LNA). W listopadzie 2018 roku na spotkaniu faktycznego przywódcy wschodniej części Libii z wojskowymi rosyjskimi w Moskwie zauważono też Prigożina. Pod koniec stycznia 2019 pojawiły się informacje, że wagnerowcy szkolą żołnierzy LNA w pustynnym regionie Fezzan. W kwietniu 2019 roku ruszyła ofensywa.

W okresie największej intensywności walk, po stronie Haftara walczyło nawet 3000 wagnerowców. Według raportu ONZ z maja 2020 roku, z Syrii do Libii między listopadem 2019 r. a lipcem 2020 r. odbyło się ponad 330 lotów transportowych rosyjskiego lotnictwa. Jednak wagnerowcy zaczęli się wycofywać spod Trypolisu już od stycznia 2020 r. Po pierwsze, z obawy przed siejącymi spustoszenie tureckimi dronami. Po drugie, z powodu sporów między Moskwą a Haftarem. Wiadomo, że w czasie tej kampanii wagnerowcy w Libii dopuszczali się zbrodni na ludności cywilnej. Od czasu zawarcia rozejmu ograniczają się do funkcji ochronnych i logistycznych (choćby obsługując komunikację powietrzną z Rosji i Syrii do Republiki Środkowoafrykańskiej i Mali, gdzie też pojawiła się CzWK Wagnera). Stacjonują oczywiście wyłącznie na terenach kontrolowanych przez Haftara.

Sudan, Republika Środkowoafrykańska, Mali
Wagnerowcy jadą zazwyczaj tam, gdzie Putin chce uzyskać jakiś polityczny cel, a przy okazji jego przyjaciel Prigożin może zarobić na współpracy z lokalnym reżimem, który dostaje rosyjskie wsparcie. Ten model stosują w kolejnych afrykańskich krajach niewiele z demokracją mających wspólnego. Do Sudanu najemnicy pojechali jeszcze za czasów krwawego dyktatora Omara Baszira. Wspierali jego reżim, głównie szkoląc lokalną bezpiekę, a w zamian spółki Prigożina dostały dostęp do kopalni złota i diamentów. Co prawda Baszir upadł, ale kontrolująca teraz Sudan wojskowa junta nie ma nic przeciwko współpracy z Rosją. Zresztą z wojskową juntą doskonale współpracuje się Moskwie (i wagnerowcom) od pewnego czasu w Mali. Tamtejsi pułkownicy wyrzucili ze swej byłej kolonii Francję i stawiają na Rosję. Wagnerowcy już wspomagają rząd w Bamako w walkach z islamistycznymi rebeliantami na północy kraju. Oczywiście nie za darmo. Zanim jednak CzWK Wagnera dotarła do Mali, wyrobiła sobie renomę w pobliskiej Republice Środkowoafrykańskie, też zresztą byłej kolonii francuskiej (Paryż nie ukrywa nawet wściekłości na te postępy rosyjskie w jego tradycyjnej strefie wpływów). Ściągnięci tam wagnerowcy ochraniają prezydenta i jego rząd, szkolą lokalne siły i zabezpieczają pracę kopalń złota i diamentów, które dostał Prigożin.

Ostatnie „podboje Afryki” tak mocno zaangażowały Kompanię Wagnera, że chyba trudno jej przestawić się z łatwych „kolonialnych” działań na regularną wojnę z Ukrainą. Od początku obecnej kampanii nie było głośno o wagnerowcach w walkach z armią ukraińską. Bo tak naprawdę nie są od tego. Skoro dostali tęgie lanie od rządowych sił libijskich, to czym by się skończyło starcie z armią ukraińską? Teraz już wiadomo, jaka jest ich misja: to polowanie na Zełenskiego i jego ludzi. Pytanie, czy w firmie „kucharza Putina” w ogóle można znaleźć takich fachowców od zadań specjalnych? Bo niewątpliwie jest to najtrudniejsza dotąd misja wagnerowców.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Psy wojny Putina. Kim są najemnicy wysłani, by zabić Zełenskiego - Portal i.pl

Wróć na pulawy.naszemiasto.pl Nasze Miasto