Protest ma rozpocząć się w poniedziałek o godz. 12. - Pierwotnie zamierzaliśmy rozpocząć blokadę 3 listopada, ale po konsultacjach ze służbami mundurowymi przełożyliśmy go o kilka dni – mówi Tomasz Borkowski, przewoźnik reprezentujący protestujących. - Nasza akcja ma charakter oddolny, ale jest wspierana przez Komitet Obrony Przewoźników i Pracodawców Transportu.
Lista postulatów
O co chodzi protestującym? Twierdzą, że polscy przewoźnicy są „wypychani” z przewozów między Polską i Ukrainą. Na różne sposoby. - Podam taki przykład. Po polskiej stronie czekamy na odprawę graniczną dobę, a po ukraińskiej 12 dni. Tam procedury są przedłużane wręcz niemiłosiernie - mówi Tomasz Borkowski. - Efekt? Ukraińscy przewoźnicy mają dużo łatwiej, a ich – jakbym to ujął: pole manewru jest o wiele większe. Chodzi też o zbyt dużą ilość zezwoleń wjazdu i ogólnie: konkurencję, która została zachwiana na naszą niekorzyść.
Przewoźnicy wypracowali kilka postulatów. Żądają przywrócenia systemu zezwoleń dla ukraińskich przewoźników na przekraczanie granicy z Polską. Ponadto chcą zakazu rejestrowania firm w naszym kraju, jeśli funkcjonują one poza Unią Europejską. Domagają się również utworzenia oddzielnych kolejek dla pustych samochodów, które obecnie muszą bardzo długo stać na granicy oraz m.in. uzyskania dostępu do ukraińskiego systemu „Shlyah”.
- To są postulaty, które muszą zostać spełnione. To nasze być, albo nie być – podkreśla Borkowski. - Będziemy jednak podczas protestu przepuszczać m.in. samochody osobowe oraz pojazdy pracujące dla wojska czy z pomocą humanitarną. Jednak ciężarówki będą blokowane. Mamy zamiar przepuszczać je po jednej, co godzinę. To musi dać efekty. Sytuacja polskich przewoźników jest bardzo trudna, dlatego blokada będzie prowadzona aż do skutku. Już zgłosiliśmy ją do 3 stycznia.
Nie wszystkim przewoźnikom ten pomysł przypadł do gustu. Z różnych powodów.
Kto ma spełnić żądania?
- Nawet jeśli postulaty są słuszne, cała akcja spowoduje zamieszanie i wielokrotnie wydłuży kolejki na granicach. A przecież okres przedświąteczny to dla transportu żniwa. Wtedy jest największy ruch – podkreśla jeden z przewoźników. - To zatem nie będzie w interesie także polskich przedsiębiorców. Poza tym nie rozumiem kto miałby te żądania spełnić. W kraju nastąpi zmiana władzy. Odchodzący z rządu mogą coś obiecać, ale w tej sytuacji nie może to mieć wiążącej mocy na długo.
Podobnie uważa Tomasz Bartecki z Grupy Granica Kordon PL UA. Twierdzi on nawet, że część postulatów protestujących jest „niewykonalna”. Zauważa róznież, iż część z nich nie może być spełniona przez polski rząd, bo jest to w kompetencji Komisji Europejskiej (chodzi np. o zezwolenia EKMT i limity). - Zatem taki protest powinien odbywać się w Brukseli – mówi. - Popiera go zresztą tylko część polskich przewoźników. To głównie ci, którzy specjalizują się w przewozach towarów na Ukrainę.
Skarga do Komisji Europejskiej
Krytyczne opinie pojawiają się również po stronie ukraińskiej. W takim tonie wypowiadał się ostatnio na łamach ukraińskiej edycji „Forbsa” Serhij Derkacz, wiceminister Rozwoju Społeczności, Terytoriów i Infrastruktury tego kraju.
- Żądania polskich przewoźników są nierealne, sprawiają wrażenie braku chęci rozwiązania problemów – stwierdził w wywiadzie. Podkreślał także, iż takie działania blokują solidarność z UE. Uznał, że mogą być nielegalne. Dlatego, jak zapewniał, skarga w tej sprawie już została wysłana przez stronę ukraińską do Komisji Europejskiej.
Bydgoska policja pokazała filmy z wypadków z tramwajami i autobusami
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?