Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zabił trzy razy i podpalił dom

Łukasz Chomicki
Wacława S. z Dęblina miała 89 lat. Jej córka Halina J. - 47. Wnuczek Karol J. - 15. Wszyscy zginęli z ręki zabójcy. Sprawca zadawał im ciosy w głowę ostrym narzędziem. Na koniec, dla zatarcia śladów, próbował podpalić dom, w którym doszło do zbrodni. Ciała znalazł Zbigniew J. Kto zabił? To próbuje wyjaśnić policja i prokuratura. - To była spokojna rodzina - zapewniają sąsiedzi i bliscy ofiar.

Wszystko wskazuje na to, że do zbrodni doszło w poniedziałek rano w domu przy ul. Polnej w Dęblinie. Dopiero kilka godzin później, około godz. 16, zostali zaalarmowani miejscowi policjanci.

- Pierwsze informacje wskazywały na to, że w mieszkaniu doszło do pożaru w wyniku wybuchu gazu. Ciała swoich bliskich znalazł mąż Haliny J. - relacjonuje podkom. Renata Laszczka-Rusek z Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie.

Kiedy policjanci weszli do środka zobaczyli okopcone ściany. Jedno z pomieszczeń było doszczętnie spalone. Na podłodze leżały trzy ciała.

Kilkadziesiąt minut później na miejscu były już policyjne ekipy dochodzeniowo-śledcze. Wieczorem było pewne, że doszło do potrójnego zabójstwa. Według nieoficjalnych informacji, ofiary były związane.

We wtorek rano policja wznowiła prace. Wyjaśnieniem zagadki morderstwa zajęli się najlepsi funkcjonariusze z KWP w Lublinie. Na razie nie wiadomo dlaczego doszło do tej makabrycznej zbrodni.

W Dęblinie aż huczy od plotek. - To dla nas wszystkich straszliwy szok. To była spokojna i życzliwa rodzina - mówi jedna z sąsiadek ofiar.

Sprawę prowadzi Prokuratura Okręgowa w Lublinie. Śledczy przesłuchiwali Zbigniewa J., który znalazł ciała. - Na razie w tej sprawie nic więcej nie możemy powiedzieć - ucina Beata Syk-Jankowska z lubelskiej prokuratury. - Zleciliśmy sekcję zwłok. Wyniki odpowiedzą na pytanie jak zginęły ofiary.

To byli dobrzy ludzie, dlaczego musieli zginąć?

Ofiary: 89-letnia Wacława S., 47-letnia Halina J. i 15-letni Karol J. Obrażenia na ich ciałach wskazują, że do ich śmierci przyczyniły się osoby trzecie. Wyniki sekcji zwłok pozwolą ustalić w jakich okolicznościach zginęli - tak brzmi oficjalny komunikat prokuratury w sprawie potrójnego zabójstwa w Dęblinie. Dla śledczych to sprawa, którą trzeba rozwiązać. Dla mieszkańców Dęblina i bliskich ofiar to dramat, o którym będą pamiętać do końca życia.

We wtorek ażdy człowiek spotkany na ulicy w Dęblinie był w stanie wskazać dom, w którym doszło do tragedii. Nawet pracownicy stacji paliw bez trudu rozpoznawali dziennikarzy. - Pan pewnie na Polną? Kto tam już dziś nie jechał - rzuca pod nosem mężczyzna w czerwonym drelichu.

Jest zimne przedpołudnie. Ulica Polna to wąska, asfaltowa droga na uboczu miasta. Domy po obu stronach jezdni. Po jednych widać, że gospodarze "mają kasę". Po drugich, że mają mniej. Policyjna taśma to znak, że dalej nie przejedziemy. Kilkadziesiąt metrów za nią parterowy dom z czerwonej cegły. W pobliżu taśmy stoją młodzi chłopcy. Ktoś podchodzi i pyta ich, co się stało? - Zabójstwo - odpowiada jeden z nich. - Nawet potrójne - dodaje drugi. Jak się okazuje, jeden z chłopców mieszka niedaleko, znał 15-letniego Karola i jego bliskich.

- Od łebka. Razem graliśmy w piłkę. Jego rodziców i babcię też znałem. Tacy życzliwi ludzie. Żadna patologia. Dlaczego ktoś ich zabił? - pyta Arkadiusz Rudziński.

W podobnym tonie o ofiarach zbrodni wypowiadają się sąsiedzi. - To byli dobrzy ludzie. Wszyscy jesteśmy w szoku. Przecież to taka tragedia - mówi jedna z sąsiadek i szybko oddala się z ulicy.

Ale nie tylko sąsiedzi dobrze znali 89-letnią Wacławę, a zwłaszcza ci starsi, bo od lat udzielała się w lokalnym klubie seniora. - Robiła doskonałe nalewki - wspomina jedna ze znajomych kobiety.

- Karol to był normalny chłopak, zwykły, uśmiechnięty. Nie miał problemów z nauką. Znam go od kilku lat. Chodziłem z nim do jednej klasy podstawówki. Teraz do gimnazjum. W szkole panuje atmosfera przygnębienia. Wczoraj byliśmy w kościele i modliliśmy się za niego i jego rodzinę - mówi Ireneusz Marczak, kolega z klasy Karola.

Dęblin to małe miasto, wszyscy się znają. Ludzie wskazują nam osiedle, na którym mieszkają bliscy ofiar. Chociaż oddalone jest o kilka kilometrów od ulicy Polnej, wszyscy wiedzą już tam o zbrodni. Znają też ofiary. - Halina była na rencie. Od lat opiekowała się ciężko chorym wnuczkiem. Taka tragedia - kobiecie w osiedlowym sklepie załamuje się głos.

Obok lady stoi kilka osób. - Boże, jak można zamordować piętnastoletnie dziecko? - pyta z rozgoryczeniem Maria Maraszek, która przyszła na zakupy.

Obok niej stoi pan Kazimierz. - Siostra Haliny, to moja sąsiadka. W poniedziałek sąsiad przyszedł do mnie i poprosił, żebym zaopiekował się jego psem. Powiedział mi, że musi jechać, bo mu rodzinę wymordowali. Aż się nogi pode mną ugięły - opowiada.

Pan Kazimierz pokazuje nam też dom, w którym mieszka siostra zamordowanej Haliny J.

Drzwi otwiera jej mąż, szwagier zamordowanej. Zgadza się na krótką rozmowę.- Nie mam pojęcia dlaczego tak się stało. Nie mieli żadnych wrogów - mówi Marian Korona. Przypomina też historię z września ubiegłego roku. - Wtedy ktoś podpalił im samochód i otruł psa. Sprawa została umorzona - mówi.

Tę samą historię opowiadają też sąsiedzi zamordowanych. - Ten pies i samochód dają do myślenia. Może to były jakieś porachunki - zastanawia się jeden z sąsiadów. Kilku innych nie chce rozmawiać na ten temat.

Tymczasem Prokuratura Okręgowa w Lublinie, która prowadzi śledztwo w sprawie zabójstwa potwierdza, że w ubiegłym roku takie zdarzenie miało miejsce. - Na tym etapie śledztwa nie można jednak łączyć tych dwóch spraw - mówi Beata Syk-Jankowska z Prokuratury Okręgowej w Lublinie. Większość osób, z którymi wczoraj rozmawialiśmy, wyklucza jedno - to nie mogło być morderstwo na tle rabunkowym.

- Wystarczy popatrzeć na dom. Nic nadzwyczajnego. Żaden złodziej nie przyszedłby tutaj po pieniądze. Jeżeli nawet, to nie taki, który z zimną krwią zamordowałby trzy osoby - zauważa jeden z mieszkańców Dęblina.

We wtorek po południu policyjni technicy długo jeszcze zabezpieczali ślady w domu, na podwórku i wokół posesji przy ul. Polnej.

W tym czasie Zbigniew J., który znalazł ciała swoich bliskich, był przesłuchiwany przez prokuratora. Śledczy nie chcieli zdradzać szczegółów tych zeznań.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Zabił trzy razy i podpalił dom - Warszawa Nasze Miasto

Wróć na pulawy.naszemiasto.pl Nasze Miasto